Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
głowę z baszłyka. Wobec potężnych granitowych budowli, wobec pałaców i mostów Petersburga, jakże uboga stawała w mej pamięci Warszawa! Przed nami rozpościerał się olbrzymi plac; w głębi placu widniały żelazne sztachety parku. Środkiem placu posuwała się szeroka kolumna ludzi. Na przodzie trzej starcy dźwigali wielki portret cara Mikołaja, inni nieśli ikony i chorągwie. Dorożkarz zatrzymał się. O przedostaniu się przez tłum na drugą stronę placu nie mogło być mowy.

- Cóż to u was dzisiaj za święto? - zapytał ojciec.

Dorożkarz odwrócił się na koźle.

- A co? Nie widzisz, barin? Galówka. Car będzie wszystkich gorzałką częstował.

- Z jakiej niby okazji?

- Z takiej, że
głowę z baszłyka. Wobec potężnych granitowych budowli, wobec pałaców i mostów Petersburga, jakże uboga stawała w mej pamięci Warszawa! Przed nami rozpościerał się olbrzymi plac; w głębi placu widniały żelazne sztachety parku. Środkiem placu posuwała się szeroka kolumna ludzi. Na przodzie trzej starcy dźwigali wielki portret cara Mikołaja, inni nieśli ikony i chorągwie. Dorożkarz zatrzymał się. O przedostaniu się przez tłum na drugą stronę placu nie mogło być mowy.<br><br>- Cóż to u was dzisiaj za święto? - zapytał ojciec.<br><br>Dorożkarz odwrócił się na koźle.<br><br>- A co? Nie widzisz, barin? Galówka. Car będzie wszystkich gorzałką częstował.<br><br>- Z jakiej niby okazji?<br><br>- Z takiej, że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego