niczym nie ulega przedawnieniu sprawa konieczności wyboru, którego dokonuje Ambasador. Właśnie on, właśnie ja, nikt inny. Jak zmieniła się publiczność? Czyta aluzje i śmieje się podobnie, choć jakby dwie oktawy niżej. Ulica jest już spokojna. Teatr też. Brakuje tej wspólnoty, która słowa - metafory - symbole przemienia w życie. W październiku '81 (imaginuję z pamięci) sala towarzyszyła Ambasadorowi do ostatka, chciała być na scenie razem z nim, chciała stawić czoła. Teraz, spokojni, spoglądamy z umiarkowanym napięciem co on zrobi... Aprobujemy, ale nie daj Bóg, abyśmy mieli w tym uczestniczyć. To już nie nasze sprawy. To tylko teatr.<br>Październik 1987<br> <au>Andrzej Urbański</au><page nr=33></div><br><br>(...)<br><br> <div><tit>FELIETONY</tit><br><au>Leopolita