natychmiast zatelefonowałem do Tęgopytka, konferowaliśmy dość długo, w miarę wyłuszczania mojej propozycji głos Roberta stawał się coraz dźwięczniejszy, odpowiadał monosylabami (prężnymi jak strzały szampana), aby Wanda, obecna wciąż jeszcze w jego mieszkaniu, nie domyśliła się, że powstaje spisek przeciwko jej ciągliwej, obezwładniającej babskości. Po telefonie - jak już się domyślają co inteligentniejsi słuchacze - nie pozostawało mi nic innego, jak oczekiwać na wyjście Wiatora z łazienki; oczekiwanie przerwane zostało wołaniem inżyniera, bym mu podał bieliznę i ubranie; przyjął odzienie wyciągając rękę przez szparę w drzwiach, wstydliwość ta była zastanawiająca ze względu na poprzednią swobodę, toteż gdy tylko Wiator wyszedł z łazienki, zapytałem "czyżbyś