z zaznaczeniem, że to na jej koszt, a prawdopodobnie marzy, żeby zwalił się sufit ciężko mnie raniąc i żeby ona była pierwszą, która niesie pomoc rannemu wrogowi. Tymczasem człowieczek wciąż się uśmiecha, wyjmuje fajkę z ust i wzmagając uśmiech bierze sobie bez pytania papierosa z podarowanej mi paczki.<br>Po tym intermezzo wszystko powraca do poprzedniej sytuacji. Monotonia patosu opowiadania, monotonia patosu słuchania, monotonia wyższej mądrości uśmiechu. Z nudów zaczynam sobie wyobrażać, że i ja jestem Niemcem i angażuję się w ich atmosferę patriotyzmu. - ... - szepcę sobie w duchu i widzę rozległy kraj, piękny, pełen czystych, porządnych miast, uroczych zakątków, zamieszkanych przez potęgę