wykupywały jeszcze<br>leki, ale drzwi były już zamknięte. Pani magister, załatwiwszy<br>ostatnich interesantów, podeszła do drzwi, przekręciła klucz<br>w zamku i wypuściła ich.<br> - Proszę po czternastej - powiedziała oschle do Wojciucha. - Przerwa.<br> - Ale ja proszę tylko o jedno lekarstwo. Dziecko mi<br>zachorowało. Pani magister... litości!<br> Pani Lucyna uśmiechnęła się i spuściła "intruza" do<br>środka. Weszli na zaplecze, gdzie skryci przed oczyma ludzi,<br>mogli się wreszcie przywitać i porozmawiać chwilę swobodnie.<br> Ta młoda jeszcze osoba, choć o jakieś siedem lat od<br>Wojciucha starsza, sprawiała bardzo miłe wrażenie. Wysmukła,<br>zgrabna brunetka, miała w wyrazie oczu coś ujmującego.<br>Janek przyłapał się na tym, że zaczyna