starczyło przywódcom sojuszu Siedmiu, by się ze sobą porozumieć. Teraz mieli na to sześćdziesiąt dni panowania Modżaddidiego.<br>W Kabulu mówiono, że jest to człowiek pełen wigoru, obdarzony sarkastycznym poczuciem humoru. Mnie zaś wydał się smutnym władcą. Pamiętam jego zafrasowaną twarz. Odnosiłem wrażenie, że zdawał sobie sprawę z własnej bezsilności, co irytowało go niezmiernie, zwłaszcza że na przekór oczekiwaniom i prognozom, nie zamierzał spędzić sześćdziesięciu dni na tronie bezczynnie. Szarpał się bezradnie, patrząc, jak świat, do którego należał, ginie w oczach. Świat tradycji, etykiety, hierarchii i rytuału odchodził na zawsze, a on wraz z nim, przegrywając konfrontację z krzykliwą, niespokojną, zaborczą rewolucją