to podciągnął spodnie do pół łydki, to je opuszczał, zdezorientowany. Róża przyglądała się <page nr=33> pilnie. Milczała, więc powziął nadzieję, że jego zabiegi są racjonalne, że dla włożenia <orig>gamasza</> to właśnie należy czynić: podciągnąć spodnie, rozwiązywać buty. Szybko zatem - z rzadką stanowczością, z zapałem - rozluźniwszy sznurowadło, przystąpił do ściągania trzewika. Cierpiał na ischias, wszelki wysiłek krzyża napawał go lękiem, więc przymrużył oczy, na zapas skurczył twarz w grymas bólu. Wtem podskoczył jak oparzony i rozwarł powieki. Róża śmiała się. Śmiała się burzliwie, wrogo, aż ciarki przeszły Adama. Spróbował pomyśleć, że to jego boleściwa mina rozśmieszyła żonę, rozprostował więc rysy i bąknął: <br>- Kiedy mnie