uśmiechnął słodkim, rumianym uśmiechem <page nr=191>.<br>- Chodź ze mną, młodzianku święty, do drugiej izby, a nie lękaj się myszy, bo bardzo oswojone.<br>Ksiądz wdział na siebie jakiś nieszczęsny płaszcz, który sądząc z wieku - mógł być połową opończy świętego Marcina, i zapaliwszy drugą, dychawiczną świeczkę, uczynioną z wybornego łoju, powiódł go do maleńkiej izdebki obok. Długo tam z sobą gadali.<br>- Arabska awantura, święci młodziankowie! - mówił ksiądz Kazuro powróciwszy do zgromadzenia. - Już wiem wszystko... Tego Francuza przechowam u siebie i ciałem własnym go zasłonię, ale tak myślę, że go u mnie szukać nie będą. Pan Adam też tutaj pozostanie na noc, a wy, święci młodziankowie