Nord" ogromnych fal. Mila za milą cierpliwie, ale i nieodwracalnie na wschód, na wschód, na wschód. Jak gdyby chcąc nam wynagrodzić ciężkie dni, Pacyfik szczodrze obdarza mały jacht swą wielkodusznością. Idąc na pełnym wietrze, niesieni sprzyjającym prądem i popychani falowaniem, żeglujemy szybko naprzód. Tak jak kiedyś, gdy płynęliśmy w pasacie, jacht kołysze się głęboko i miarowo, już nie bity, ale kołysany przez ocean, ów bezmiar, o którym Polinezyjczycy mówią: moana.<br> Pracujemy ostro. Po dniu należnego wypoczynku cała załoga znów na stanowiskach. Tyle rzeczy do zrobienia, tyle zaległych spraw. Tyle zniszczeń, uszkodzeń. Nie mamy ani chwili do stracenia. Najważniejsze to nadrobić stratę