pan Oleś. Ciekaw obcych, wdawał się z lotnikami w pogaduszki, namawiał do kart. Nie minęło wiele, a głosił, że radzieccy lotnicy niczym właściwie nie różnią się od carskiej gwardii. Tamtą pamięta dobrze, niejedną butelkę wytrąbił w młodości z oficerami, zna się na rzeczy. Chwycił Surmę za rękaw, zaciągnął w kąt jadalni:<br>- Wie kuzyn, oni nawet znają języki, francuski albo angielski, nie mówiąc o niemieckim. Zupełnie normalne wojsko. I grzeczni, chociaż młodzi i niby bolszewicy. Starość też potrafią uszanować. Mówią do mnie "diadia", mnie to nie razi. Prawda, dziad jestem, stare próchno. Myślałem, że oni nas zaraz pod ścianę, jak tamtych - wskazał