Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
w Turcji... Widziałem sułtana Abdul Hamida... Turcy Polaków honorują... Nie tak jak to rosyjskie chamstwo. Oni, panie święty, rozbiorów nie uznają... Powiadam ci, kawał świata zwiedziłem... Nikomu nie zostawlę spadku... Ani twojej matce, ani tobie... Wszystko wydam... Oszczędzać nie będę...

Podczas kolacji wuj grymasił, wąchał każdą potrawę, wreszcie poprosił o jajecznicę.

- Upały, panie święty... Wszystko się psuje... Te zrazy może i dobre, ale czuć je trochę padliną...

Rozmowa z wolna zeszła na tematy polityczne. Zresztą wuj, podobnie jak owa donna Klara, która wszystko sprowadzała do Żydów, korzystał z byle pretekstu, żeby dać wyraz swojej nienawiści do Rosjan.

- Powiadam ci, Stachu, każdy
w Turcji... Widziałem sułtana Abdul Hamida... Turcy Polaków honorują... Nie tak jak to rosyjskie chamstwo. Oni, panie święty, rozbiorów nie uznają... Powiadam ci, kawał świata zwiedziłem... Nikomu nie zostawlę spadku... Ani twojej matce, ani tobie... Wszystko wydam... Oszczędzać nie będę...<br><br>Podczas kolacji wuj grymasił, wąchał każdą potrawę, wreszcie poprosił o jajecznicę.<br><br>- Upały, panie święty... Wszystko się psuje... Te zrazy może i dobre, ale czuć je trochę padliną...<br><br>Rozmowa z wolna zeszła na tematy polityczne. Zresztą wuj, podobnie jak owa donna Klara, która wszystko sprowadzała do Żydów, korzystał z byle pretekstu, żeby dać wyraz swojej nienawiści do Rosjan.<br><br>- Powiadam ci, Stachu, każdy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego