całkiem niespodziewanie - na początku ostatniej, maturalnej klasy. Poprzednia nauczycielka francuskiego, poczciwa starsza pani M., odeszła nagle na emeryturę i już drugiego września Madame la Directrice, przez nikogo nie zapowiedziana, wkroczyła do nas energicznym krokiem, pysznie stanęła za pulpitem i oznajmiła, że do matury ona poprowadzi u nas francuski.<br>Było to jak grom z jasnego nieba. Wszystkiegośmy się spodziewali, tylko nie tego. Gdy zmierzała korytarzem ku naszym drzwiom, gdy czujki wystawione jak zawsze za filarem, by śledzić ruchy wrażych sił i w porę anonsować o grożącym niebezpieczeństwie, doniosły tym razem radosną nowinę, iż zbliża się do nas ONA, mogliśmy co najwyżej przypuszczać, że idzie z krótką