Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Zabraniam ci! Idź już!

Stałem zdruzgotany jej słowami.

- Pani traktuje mnie wciąż jak smarkacza... A ja nie jestem już smarkaczem - powiedziałem urażony.

- Dla mnie jesteś... Nie mów tak głośno. bo Głasza się obudzi i Bóg wie co sobie pomyśli. Proszę cię, idż... Jutro porozmawiamy...

Uśmiechnąłem się głupio, bąknąłem "dobranoc" i jak niepyszny wyszedłem z pokoju.

Do świtu leżałem i nie mogłem zmrużyć oka. Uczucie palącego wstydu, zawodu, rozczarowania ugniatało mi serce. Około czwartej gdy się już rozwidniało, pobiegłem nad Dniepr. Na brzegu nie było nikogo. Wskoczyłem do wody i walcząc z falą wyładowywałem na niej swój gniew. Ta kąpiel przyniosła mi ukojenie
Zabraniam ci! Idź już!<br><br>Stałem zdruzgotany jej słowami.<br><br>- Pani traktuje mnie wciąż jak smarkacza... A ja nie jestem już smarkaczem - powiedziałem urażony.<br><br>- Dla mnie jesteś... Nie mów tak głośno. bo Głasza się obudzi i Bóg wie co sobie pomyśli. Proszę cię, idż... Jutro porozmawiamy...<br><br>Uśmiechnąłem się głupio, bąknąłem "dobranoc" i jak niepyszny wyszedłem z pokoju.<br><br>Do świtu leżałem i nie mogłem zmrużyć oka. Uczucie palącego wstydu, zawodu, rozczarowania ugniatało mi serce. Około czwartej gdy się już rozwidniało, pobiegłem nad Dniepr. Na brzegu nie było nikogo. Wskoczyłem do wody i walcząc z falą wyładowywałem na niej swój gniew. Ta kąpiel przyniosła mi ukojenie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego