rozrzutność, w takie mrozy sypiać osobno. Sen nie przychodził, minął pierwszy kwadrans, drugi, godzina. Rozdrażniony wstał, na palcach wrócił do sypialni żony. Usłyszał, jak w jeszcze większej ciemności ona przełyka ślinę. Wsunął się pod pierzynę, cieplejszą, i od razu przytulił. Wyciągnął dłoń, gdy dotarł do jej piersi, od wewnątrz zlodowaciała, jakby coś ostrego w niej urosło. Są bladomleczne, zalotne jak biusty kelnerek. U dojrzałej kobiety niespotykana świeżość. Czytał w niej miękkość rozdrażnionego kota, dostępność ladacznicy, drapieżność zwierzęcia. Kochali się do wyczerpania, szaleńczo jak brat z siostrą. Brał ją mocno, pełną i wyczekującą, szarpała prześcieradło. Wciskała palce w jego gorące plecy. W