o szarówce wjedzie do tego osiedla trzech baraków na końcu enigmatycznej drogi w środku lasów. Jeżeli to poniedziałek, mężczyźni dopiero się zjeżdżają, paradują w swoich odświętnych ubraniach, w garderobie pełnej naszywek, emblematów i napisów, których nie próbowali rozszyfrować, biorąc je za znaki elegancji. Dopiero pod wieczór tureckie, chińskie, tajlandzkie i jakie tam jeszcze stroje wędrują do szafek, na wieszaki, na półki wyściełane gazetami pełnymi doniesień z londyńskiej giełdy i salonów stolicy. "Mogłem rozwiesić, to by przeschły" - mówi ktoś do swoich cajgowych spodni i wącha kwaskowaty odór. - "Siedź w gaciach, to ci do jutra przeschną". - Jutro, gdy wrócą z lasu, szarobure kombinezony odzyskają