wcześnie, aby odnieść paczkę z lupą do Campillich, zanim temperatura dnia się podniesie. Kiedy jednak siadałem do taksówki, nagle strzeliła mi do głowy myśl, żeby odszukać Piolantiego i poprosić o oddanie listu i lupy w willi Campillich. Że sam nie miałem ochoty tam iść - zrozumiałe. Ale rady nie było, bo jakżeż inaczej to załatwić? Teraz rada się znalazła. A przynajmniej pomysł, jak wykręcić się od nieprzyjemności zgłaszania się do domu, w którym mi, delikatnie mówiąc, odmówiono dalszej gościnny. Spojrzałem na zegarek - ósma. Jeśli nadal odwiedzał Bibliotekę Watykańską, ksiądz Piolanti w tym czasie powinien dopiero zdążać do pociągu, Przemierzając miasteczko pomiędzy swoim