chyba ludzie z Saskiego Ogrodu. <br>Bo w życiu Adeli istniała dławiąca ją jak koszmar <br>i powtarzająca się codziennie zmora, a tą zmorą <br>były właśnie spacery do Saskiego Ogrodu. <br><br>Zaczęło się to od tego, że Zosia, która miała <br>krzywe nóżki i ciągle chorowała, potrzebowała <br>powietrza i słońca. <br><br>- Spacery, proszę pani, spacery, jarzyny i surowe owoce <br>są najważniejsze! - tak powiedziała matce doktorka. <br><br><br>Więc Adela, która stała obok i przysłuchiwała <br>się temu ze skupieniem, gotowała jarzyny, skrobała z braku <br>owoców surową marchew i codziennie chodziła z małą <br>na spacer. <br><br>Niełatwa to rzecz, gdy się ma dwanaście lat, maszerować <br>kilka kilometrów, dźwigając na rękach półtorarocznego