że im szkodzi, że się upija i że wypisuje bezładne bezbronne sentencje, które są zalążkami czegoś, co się traci, zaledwie zaczyna się rosnąć w jakimś kierunku... że się biegnie do sensów, które ulatują po pierwszym kroku - że wszystko to jest parcie istniejącego istnienia do szczęścia, do czegoś, co przez chwilę jawi się jako cel w celowniku. To wszystko truizmy... chodzi mi tylko o to, kiedy mnożę te naiwne przykłady, żeby nagle przekroczyć jakąś granicę i doznać czegoś w rodzaju dość przerażającego olśnienia... Bo to właśnie "tropizm szczęścia" jest owym ciemnym, kształtującym elementem procesu, a zatem został tak ukształtowany, aby przy całym bezmiernym