ust, mojej dłoni przytulonej do jego policzka, starającej się zapamiętać ciepło i kształt. Dlaczego - pytał, gdy wysuwałam się z jego objęć, gdy uchylałam twarz od pocałunków, gdy odchylałam się na odległość spojrzenia i patrzyłam. I widział, że patrzę z miłością, i widział łzy w moich oczach, i pochylał się, żeby je wypić, i całował mnie znowu. Szliśmy powoli, przytuleni do siebie, zaplątani w siebie tak, że trudno nam było iść, nasz uścisk rozluźniał się dopiero wtedy, gdy wychodziliśmy na szosę wiodącą do sanatorium. Trzymałam kurczowo jego rękę, ściskałam jego palce rozpaczliwie, jak gdybym trzymała się gałęzi zwisającej nad przepaścią. Nie myślałam