starszy z nich, ten tęgi, z głową ostrzyżoną na jeża, założywszy ręce na piersi i wyprężywszy się, uniósł głowę i spojrzenie skierował w sufit. Na parę sekund tylko. Ale zaraz powrócił do poprzedniej pozycji i patrzał na mnie. Na zakończenie powiedziałem: <page nr=162> - Oto cała sprawa, którą pozwalam sobie przedłożyć najłaskawszej uwadze jego eminencji.<br>Po tej formułce pochyliłem nisko głowę. Kiedy ją podniosłem, ujrzałem, że kardynał porusza ustami. Poruszały mu się przez moment w ciszy. Wreszcie - głos, wysoki, czysty, dziecinny. I słowa. Zwrócone nie do mnie, ale do śniadego, kruczego księdza:<br>- On studiuje w Rzymie?<br>- Nie, eminencjo, przyjechał tylko w swojej sprawie. - Ale w