Kocemby. Kroczek za kroczkiem, zgięta w znak zapytania... i taka potężna szczęka, jak dziób umierającego ptaka, który z powodu tego przerośniętego ponad miarę dzioba nie potrafi już przyjmować pokarmu... Prowadziła ją córka - też siwa i niemłoda, ale wstydząc się matki, robiła wszystko, żeby<br> <page nr=144><br> do niej nie przynależeć. Mimo to musiała jej dotykać, musiała jej służyć za laskę - mniejsza jakaś i podlejsza - trywialna wobec budzącej grozę godności pochylenia nad grobem. Tamta była iście królewska w swym patetycznym niedołęstwie. Usiadły za węgłem, poza zasięgiem mego wzroku. Za chwilę z niewidzialnego ptasiego dzioba zaczęła wylewać się skarga, ni to płacz, ni to jęk, ni to