do rodziny na obiad. Największe autorytety, z przedstawicielami Kościoła włącznie, apelowały w sobotni wieczór o przebudzenie, o patriotyczną postawę w przełomowym momencie dziejów. W niedzielę wszyscy patrzyli na licznik frekwencji, na którym strzałka jeszcze długo pozostawała przed magiczną liczbą wymaganych 50 proc. Wreszcie, wciąż nieoficjalnie, po kraju rozeszła się wieść: jest! Blisko 57 proc. rodaków poszło do urn. Nie za dużo ponad wymagane minimum, typowo po polsku, ale aż trzy czwarte opowiedziało się za przystąpieniem do Unii. Eurosceptycy, po otrząśnięciu się z porażki, postanowili, że w takiej kryzysowej sytuacji, aby mieć Brukselę na oku, będą kandydować do Parlamentu Europejskiego. Czas ostudził też