gdyby nie te wczasy, to całkiem odeszłaby mi ochota do życia. Kiedy tak sobie siedzę pod palmą i pociągam martini, patrząc na niebo całkowicie pozbawione chmur, za to prawie białe od słońca, dobry humor mi wraca i tak sobie myślę, że to jednak fajnie jest być Grażyną Olbrych, a najfajniej jest być jednocześnie Grażyną Olbrych i pisać felietony do CKM. Z drugiej strony, kiedy tak siedzi się pod palmą, to w końcu nudzą się te wszystkie sielskie widoki i szpalery playboyów, tfu, znaczy się hustlerów, tfu tfu, chciałam powiedzieć gentlemanów, to znaczy gogusiów (uff, uratowana) o płaskich brzuchach i dużych... eee, nieważne