groził, szalał, pochowaliśmy się w garderobach, baliśmy się wyjść. A tymczasem pod drzwiami tłumy wielbicieli z koszami kwiatów, żeby nas powitać. Trwało to długo i sytuacja była bardzo nieprzyjemna.<br> Na drugi dzień idziemy z Ewą Demarczyk, Ireną Wiśniewską, Mają Zającówną przez miasto. Dopiero co ustał rzęsisty deszcz i było dużo kałuż. Patrzymy - idzie Wiesio z Piotrem. Stanęli. I nagle Wiesio upadł przed nami plackiem, całym ciałem i twarzą, w kałużę... leżał tak chwilę, po czym się podniósł, troszkę tylko otrząsnął z wody i poszedł dalej jak gdyby nigdy nic. To były jego przeprosiny. Bez słowa. Wspominam to drastyczne wydarzenie, bo jego