porykiwania, jęki... Pies dyszał ciężko, w końcu przystanął, zawył, schował się za węgłem. Iw, zaniepokojna, wpadła do szopy. Pod ścianą leżał cielaczek z poderżniętym gardłem. Jasnobrązowe, bursztynowe oczy wypełniały łzy. Czy patrzyły wprost na nią? A może na kwadratową postać chłopa w skó- rzanym fartuchu, biegającego z błyszczącym nożem po kałużach krwi?<br> Drugi chłop z rękami ubrudzonymi po łokcie w posoce patroszył wiszące na hakach świńskie tusze.<br> - Co ci zrobili?! - krzyknęła Iw, rzucając się na szyję cielaczka.<br> - Skąd tu ten bachor?! - wrzasnął chłop.<br> - To miastowi, przyjechali do państwa - burknął drugi.<br> Czy oczy cielaczka zabłysły? Zadrżał, jakby poznając dziewczynkę, która jeszcze niedawno