do namiotu wszedł podchorąży Jarmuntowicz, ulubieniec całej kompanii z powodu łagodnego charakteru i poczciwego odnoszenia się do żołnierzy.<br>- Cóż to, Deczyński, pracujesz jeszcze? - zagadnął przyjaźnie.<br>- Ot, tak... póki światła dziennego! - odparł Kazimierz odkładając pióro.<br>- Do licha! Dawno po rozkazie... kto mógł, do miasta ekskursował, pusto w całym rejonie!... Złóż no, kamracie, ten papier... pójdziemy na szklaneczkę piwa!...<br>Tu niedaleko, przy rogatce...<br>Kazimierza nieco zdziwił tan jego głosu poufały, prawie koleżeński; pierwszy to raz spotykał się z taką łaskawością ze strony podoficera - - Hm, iść by można! - rzekł niepewnie. - Po takim jak dzisiejszy upale...<br>- Ano właśnie! - roześmiał się podchorąży i poklepał go po