pismo z rąk podoficera, złamał pieczęcie i pomknął okiem na papierze. Nagle zerwał się, purpurowy na twarzy, nabrzmiały mnóstwem fioletowych żył na skroniach - -<br>- Do stu diabłów! - ryknął skoczywszy ku Kazimierzowi.<br><page nr=192> - Cóż to, ja wisielcami mam dowodzić, że mi tu zawsze tylko łotrów i burzycieli nasyłają pod komendę!... Cóż ty znów, kanalio, przeciw wielkiemu księciu chciałeś zrobić?<br>Stał w nogach szeroko rozkraczony, tuż przed Kazimierzem i miotał strasznymi spojrzeniami w jego pobladłe oblicze. Ciemne wąsy drgały mu od pasji niepohamowanej - - Zdawało się, że skoczy nagle i w silnych rękach roztrzęsie nieszczęśnika!<br>Kazimierz patrzył mu w twarz prosto, bezbronnie, rozpaczliwie - - Panie kapitanie! - zawołał