delikatnie, końcami palców, by nie zepsuć fryzury.<br>W pokoju pachnie południem; na dole ucichło i ustał stukot młotków. Na poruszającą się we włosach rękę studenta pada płat światła słonecznego: ręka wygląda jak jakiś wstrętny, czerwony krab, dobierający się do mózgu.<br>Lucjan wstał, poszedł do kuchni i zakręcił kran, by nie kapało. Szedł do pokoju, ale zawrócił, bo pomyślał, że przy okazji warto napić się wody. Wychylił szklankę, przygniótł pogrzebaczem spacerującego wolno karalucha, poszedł zobaczyć godzinę i znowuż położył się w mrocznej alkowie. Począł rozmyślać. "Powinienem był już w Zakopanem wziąć się ostro za tę książkę. Ciągle obmyślać to mało - trzeba pisać