rzuci obok, potem się sprzątnie.<br>Wyszedłem ze sklepu zmęczony, jakbym nagle przeniósł się w niezbyt odległe, chociaż niemal już zapomniane czasy, gdy sklepy świeciły pustkami, nie było w nich towaru, więc nie było także klientów. Te miejsca ożywały tylko wtedy, gdy coś mieli "rzucić". Ale wtedy nie było napojów w kartonikach.<br>Prosto spod sklepu pojechałem do kliniki, zaparkowałem na ulicy przed boczną bramą i przeszedłem obok portiera, który nawet nie podniósł głowy znad gazety. Można by wynieść pół szpitala, tak był pochłonięty sprawozdaniami z kolejki ligowej.<br>Do zakładu medycyny sądowej wszedłem też bocznym wejściem, przez piwnicę, bo tamtędy było bliżej do