szli, jak wtedy po siano, a potem już wiódł braci alejką parku, aż pod sam zamek. Księżyc świecił, więc musieli się kryć w gęstym cieniu drzew. W zamku ciemno już było zupełnie i dokoła cisza głęboka. <br>- Poczekajcie - szepnął Jaś - najpierw muszę się przekonać - i znikł. <br>Po chwili jednak wrócił i kazał braciom iść za sobą, byle po cichutku. <br>Okazało się, że droga do "wystawy obrazów" prowadziła przez okno suteren. Jaś wprowadził braci przez to okno, przymknął je za nimi i oto już znajdowali się w dużym, pustawym pokoju, o którym Jaś szepnął: "To jest prasowalnia, tutaj prasują bieliznę". <br> Święty Boże, co