Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
ze szkoły siedzę przy matce i odpędzam od niej muchy. Matka uśmiecha się, a raczej wykrzywia usta w bolesny grymas. Myślę, że mnie poznaje, ale okazuje się, że bierze mnie za kogoś innego. Oblizuje spieczone wargi i mówi z trudem:

- Konie popłynęły do Warszawy... Za dużo szpilek... Odnieście język... Przecież kazałam Tekli... Język nie może leżeć...

Ojciec po długim zastanowieniu daje matce łyżeczkę herbaty.

Doktor Karawajew przychodzi dwa razy dziennie, bada puls, przykłada słuchawkę do serca, zagląda pod powieki, robi zastrzyki i stoi nad łóżkiem jakby zawstydzony własną bezradnością.

Często zagląda też Polina, pani Kociubińska, Stiebłowa...

Tak upływają dni i tygodnie
ze szkoły siedzę przy matce i odpędzam od niej muchy. Matka uśmiecha się, a raczej wykrzywia usta w bolesny grymas. Myślę, że mnie poznaje, ale okazuje się, że bierze mnie za kogoś innego. Oblizuje spieczone wargi i mówi z trudem:<br><br>- Konie popłynęły do Warszawy... Za dużo szpilek... Odnieście język... Przecież kazałam Tekli... Język nie może leżeć...<br><br>Ojciec po długim zastanowieniu daje matce łyżeczkę herbaty.<br><br>Doktor Karawajew przychodzi dwa razy dziennie, bada puls, przykłada słuchawkę do serca, zagląda pod powieki, robi zastrzyki i stoi nad łóżkiem jakby zawstydzony własną bezradnością.<br><br>Często zagląda też Polina, pani Kociubińska, Stiebłowa...<br><br>Tak upływają dni i tygodnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego