ćwierćinteligencka; nie zaś nacechowana środowiskowo, jak gwary lumpenproletariackie. Więc uznałem w końcu, że za mała jest różnica między polszczyzną literacką a mówioną, aby dało się z niej wypreparować bełkot podkształconych baranów. Jednak nie miałem racji. Dowodem rozmówka rodziców Albertynki, kiedy wyprowadzają pociechę z kościoła:<br><q>MATKA Kazanie księdza proboszcza, jakie to kazanie księdza proboszcza, oj tyż to kazanie, kazanie... (do Albertynki) Trzymaj się prosto!<br>OJCIEC Deszczu nie będzie, ale słońce tyż tak jakoś tego ten... MATKA W tym roku loczki troszkę spadające na czoło, z hufajką nad uszkiem.<br>Widziałaś, Tynka?<br>OJCIEC Słońce tego ten, bo i deszczu nieee... MATKA (do Albetynki) Co