człowiek miał ukryty magnetofon na normalnych uroczystościach. Jęczą nierówno, raz jakiś głos przebija się ponad inne, zdawałoby się, że wyrasta lider, po czym gaśnie, chrypnie, ktoś inny przejmuje ciężar modlitwy. A melodia jak jakaś pieśń dziadowska, prosta, mędliwa, zapętlona, pełna przypadkowych melizmatów, wynikających ze zmiennej formy śpiewaków. Raz zatrąci Bałkanami, kiedy indziej góralszczyzną. Wszystko przypadkowe, niespójne.<br>Uśmiecham się zdziwiony, ale nikt mi nie odpowiada, bo Marek ze słuchawkami na uszach jest jednym wielkim nasłuchiwaniem i profesjonalizmem, a Michaś z poważną miną pochyla się nad swoimi notatkami. Siedzę na zydlu i staram się z lamentu chłopstwa zrozumieć cokolwiek. Melodia jest taka, że bardziej