Typ tekstu: Książka
Autor: Mularczyk Andrzej
Tytuł: Sami swoi
Rok: 1997
Nie miała już siły wejść z powrotem na zapiecek. Leżała więc babcia
Leonia w wielkim, małżeńskim łożu i szykowała się do spotkania ze swoim
Kacprem.
Kaźmierz snuł się markotny. Niedawno stracił syna, który nie dawał
znaku życia, teraz przyjdzie mu pożegnać na zawsze matkę. Czuł, że
wybiła jej ostatnia godzina, kiedy wezwała go, by klęknął przy jej
łożu.
- Ostatnim raz do komory zajrzała, słoje i worki policzyła. żeb'
jeszcze ksiądz przy mnie był i Witia, to nic by mi więcej do umarcia
nie było potrzebne.
- Marynia, galopem leć po księdza! - zadysponował Kaźmierz.
Marynia owinęła się chustką i już była gotowa wybiec
Nie miała już siły wejść z powrotem na zapiecek. Leżała więc babcia<br>Leonia w wielkim, małżeńskim łożu i szykowała się do spotkania ze swoim<br>Kacprem.<br> Kaźmierz snuł się markotny. Niedawno stracił syna, który nie dawał<br>znaku życia, teraz przyjdzie mu pożegnać na zawsze matkę. Czuł, że<br>wybiła jej ostatnia godzina, kiedy wezwała go, by klęknął przy jej<br>łożu.<br> - Ostatnim raz do komory zajrzała, słoje i worki policzyła. &lt;orig&gt;żeb'&lt;/&gt;<br>jeszcze ksiądz przy mnie był i Witia, to nic by mi więcej do umarcia<br>nie było potrzebne.<br> - Marynia, galopem leć po księdza! - zadysponował Kaźmierz.<br> Marynia owinęła się chustką i już była gotowa wybiec
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego