Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
z moim ojcem. - On jest z Polką żonaty.
-Wiem - odparłem. - Państwo Campilli byłi. przed wojną wielkimi przyjacióhni moich rodziców. Mój ojciec jest z nimi w stałej korespondencji.
- I zięcia ma Polaka.
- Słyszałem o tym.
Drzwi uchyłily się ponownie. Ukazala się w nich pani Kozicka z wysokim, jak do reńskiego wina, kieliszkiem w ręku.
- Wujku, syrop.
Przysiadła na krzesełku, czekając, aż wypije. Jak to ona, małomówna i nie strzelająca oczami. Szumowski nadpil lekarstwo, skrzywił się.
-Muszę koło swojego głosu chodzić jak Caruso - mówił. - Straszne, panie, są te wilgotne, zimne kościoły i palace na przemian z rozpalonymi placami i ulicami. No i autobusami
z moim ojcem. - On jest z Polką żonaty.<br>-Wiem - odparłem. - Państwo Campilli byłi. przed wojną wielkimi przyjacióhni moich rodziców. Mój ojciec jest z nimi w stałej korespondencji.<br>- I zięcia ma Polaka.<br>- Słyszałem o tym.<br>Drzwi uchyłily się ponownie. Ukazala się w nich pani Kozicka z wysokim, jak do reńskiego wina, kieliszkiem w ręku. <br>- Wujku, syrop.<br>Przysiadła na krzesełku, czekając, aż wypije. Jak to ona, małomówna i nie strzelająca oczami. Szumowski nadpil lekarstwo, skrzywił się.<br>-Muszę koło swojego głosu chodzić jak Caruso - mówił. - Straszne, panie, są te wilgotne, zimne kościoły i palace na przemian z rozpalonymi placami i ulicami. No i autobusami
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego