podatków, to śmierć dla rodzimych producentów i handlarzy. Przekonali się o tym handlarze ze Stadionu Dziesięciolecia, którzy jeszcze przed kilkoma laty zaopatrywali się w nielegalnych szwalniach pod Łodzią. - Wykończyli nas. Są bezkonkurencyjni, bo sprzedają ciuchy taniej od nas. Aby przeżyć, musimy korzystać z podobnych źródeł zaopatrzenia. Nasz zarobek jest bardzo kiepski, a jakoś trzeba żyć. Tu nie ma podatków ani faktur. Wszystko załatwiane jest na gębę - mówi handlarz ze stadionu, który, jak twierdzi, przed laty zarządzał kilkoma szczękami, a teraz ledwo utrzymuje jeden stolik. Większość kontrabandy trafia na bazarowe stoliki, jednak pod Warszawą działa wielkie centrum handlowe, gdzie również bywają towary