marynarz-atleta<br>pręży boski tors,<br>dwóch chłopców<br>targa się za włosy,<br>a przed nimi staruszka<br>szuka w torebce -<br>czego? - zapomniała.<br><br>Zapewne to,<br>co ich otacza,<br>jest bardziej<br>godne uwiecznienia.<br>Ach, to surowe niebo,<br>to miasto,<br>tyle linii, kątów, perspektyw!<br><br>Ale jemu,<br>nie wiedzieć czemu,<br>bliższy jest pot i śluz,<br>marsze kiszek,<br>niemrawe pochody myśli.<br><br>Zaraz zapadnie noc,<br>przyjedzie policja,<br>zjawi się też ksiądz,<br>i pięćdziesięciu, a może stu, gapiów.<br><br>Tymczasem jego oko<br>spogląda w obiektyw.<br>Aż ciarki przechodzą, są,<br>choć zaraz ich nie będzie!<br><br>- Posuń się pani trochę...<br>- Weź pan te łapy...<br>- Uwaga, on patrzy...<br>- Uśmiechamy się wszyscy...<br><br><tit1>2. Jedna z