smutkiem - zatapiał się w jego szmer... Machnął ręką, mówi: "Proszę się rozebrać". Cóż, ja doktorów zwyczajna, doktor nie jest mężczyzną, a przy tym... stara ja przecież. Odpięłam bluzkę, stanik, poobsuwałam ramiączka. Założył mi powyżej łokcia przyrząd do pomiarów ciśnienia krwi, zacisnął mocno, syknęłam, on - nic, czeka, patrzy potem na tarczę - kiwa głową, że niby rzecz dobrze jemu wiadoma. "Posłuchamy serca" - powiada. I tę głowę swoją wielką, kosmatą kładzie na mojej piersi... Dreszcz przejął; strasznie się zrobiło. Odpycham. "Cóż to takiego - mówię - od tego jest słuchawka, co za dzikie porządki!" On znowu nic, tylko nie ustępuje. A kiedy szarpnęłam ramię, wziął moje