Kaszel ucichł równie nagle, jak się zaczął. <br>- To nie on - szepnąłem do Toli. - Prawdziwy dziadek Bronek zaczynał dzień od awantury.<br>To był rytuał, który powtarzał się każdego ranka w czasie wszystkich moich wakacji u dziadków. Dziadek wstawał pierwszy, przed piątą. Najpierw pojękiwał, siusiając z ulgą ze schodków na podwórko, potem klął. Po niemiecku, francusku i po polsku; wyrzekał na swój los, na pogodę, że za sucha lub za mokra i niedobra dla rolników; na nic niewartego konia, psa i na krowę, że daje za mało mleka. Na rząd i na żonę, która leży sobie pod pierzynką, kiedy jej ciężko pracujący mąż