ucieka od jego milczącej, bladej twarzy, którą już kryje cieknący nurt. Plącze się w jakichś rękach rozrzuconych na powierzchni bryi. Chce krzyczeć, ale nie ma sił. Przed nią jaśniejsze miejsce.<br>- Cisza: właz! Niemcy!<br>Łapie przez moment świeższe powietrze, które działa jak łyk spirytusu. Przez moment dotyka ręką prowadzących ku górze klamer, jakby chciała wyjść tu, do wroga, byle uciec z otchłani.<br>"Co ja jestem winna... - majaczy czując wciąż za sobą wyciągające się z dna ręce Dębowego. - Jeśli kobieta wyjdzie za mąż z wyrachowania, że auto albo kapelusz, to może uciec... może, ma prawo... - bredzi myślami, brodząc po pas. - Ja byłam z