buty. Te, które przydzielono, rozdawał innym, sam chodził wciąż w partyzanckich. Franciszek Kacperczak w wyblakłym drelichu i ten pan na lotnisku witający dostojnych gości. Towarzysz Kacperczak na trybunie, tekst czytany monotonnym głosem, słowa zlewają się w mętny nurt. Osiągnęliśmy, wywalczyliśmy, zbudowaliśmy. Astronomiczne liczby wyliczanych sukcesów, procenty. Wszak on nie cierpiał kłamstwa, był prawdziwy. Towarzysz Kacperczak na dożynkach, przyjmujący pierwszomajowy pochód, przy konferencyjnym stole, w szklistym pudle olbrzymiego samochodu. Dokąd zawędrowałeś, poruczniku? Twoje oczy nie mają już blasku, który w Maleniu udzielał się chwilami i mnie. Masz obrzmiałe powieki, a skórę na twarzy obwisłą, sfałdowaną. Kiedyś uważałam cię za bohatera. Czy wciąż