Kostrzynia, a nawet - w niepojęty sposób obchodząc rygorystyczne frankfurckie prawo składu - dalej w dół, za ujście Warty.<br>Od przystani niosło rybą, mułem i smołą.<br>Reynevan z trudem sprowadził kulejącego konia po śliskiej glinie skarpy, zbliżył się do przystani, wchodząc pomiędzy szopy, szałasy i suszące się sieci. Po pomoście łomotały i klaskały bose stopy, trwał załadunek i wyładunek. Z jednej szkuty wyładowywano, na drugą załadowywano. Część towaru, na którą składały się głównie garbowane skóry i beczułki z nieznaną zawartością, była z przystani przenoszona na wozy, operację nadzorował brodaty kupiec. Na jedną ze szkut wprowadzano byka. Buhaj ryczał i tupał, aż cały pomost