zwinnie jak wiewiórka. Zmierzał ku furkoczącemu ponad głowami żołnierzy zielonemu proporcowi. Tam walczył Kog, setnik gwardzistów, najmocniejszy spośród nich.<br>Goniec zatrzymał się obok proporca Koga. Uderzył w przyczepiony do pasa bębenek. Jego dłonie wybijać zaczęły rytm przyzywania: ra-ta, ra-ta, ta-ta, ra-ta. Nie trwało długo, gdy z kłębowiska walczących wojowników wynurzył się Kog. Jego nieosłonięte żadnym hełmem włosy zlepiła posoka, twarz miał umazaną ziemią, krew pokrywała zbroję i dłonie, kapała na buty i znaczyła ciemnymi plamami nogawice.<br>Kog otrząsnął się, jakby wyszedł z wody. Zbliżył do gońca, przykucnął. Twarz wojownika znalazła się naprzeciw oczu chłopca. Kog nie miał