nie mogłaby gorzkiego tego powiedzenia obalić mizernym zasobem matematycznej wiedzy. Pan profesor matematyki słusznie przeto spozierał chmurnie na klasę siódmą. Wykładając miał zwyczaj chwytać ręką wszystko, co leżało przed nim, potrząsać tym groźnie, wznosić w górę, stukać w katedrę, aby wreszcie odrzucić ołówek, bo kolej przyszła na książkę lub na klucz. Nigdy nie wykładał "z pustymi rękami". Tak do tego przywykł, że gdyby przed nim położono bombę, chwyciłby ją nerwowo, potrząsnął; a potem uderzył z mocą o katedrę i w ten sposób zmieniłby klasę siódmą w jedną niewiadomą, co zaoszczędziłoby światu wielu utrapień. Ponieważ - niestety, niestety! - nie było pod ręką bomby