poszukiwania odpowiedniego gatunku gliny, wykopywanie jej w ciemnościach gołymi rękami i kradzież z sąsiedniego pola kartofli, mających służyć jako nadzienie. W końcu gęś zaczęła się piec.<br>Rozbawionemu towarzystwu czas nie mógł się dłużyć, zważywszy bowiem rodzaj terenu, o paliwo nie było łatwo. Siedem osób z rozwianym włosem i drapieżnym spojrzeniem kłusowało w promieniu co najmniej dwóch kilometrów wokół świętego ognia, ósma osoba zaś czyniła rozpaczliwe starania o utrzymanie zamierającego płomienia, grzebiąc w nim drągiem, wrzucając weń wszystko, co jej wpadło pod rękę, awanturując się i wymyślając ślamazarnym zbieraczom. Gęś piekła się i piekła, śmierdząc palonym pierzem, obojętny na ziemskie kłopoty miesiąc