osłach w górę doliny i było aż ciężko od ciszy, od słońca i od tego czegoś między nami, co się wlokło z nocy w zajeździe. Nie wiedziałam nawet, co to takiego i skąd się wzięło, podobał mi się teraz Diego, kiedy tak jechał, smutny jakiś, kamienny, i pomyślałam, że go kocham, chyba już na pewno, i że może zrobię to, czego chciał, gdzieś tu w górach, i niech mnie zabiera do Francji, przecież uciekłam z klasztoru, i umawialiśmy się przedtem, taki grzech, ale pewno zbrobię to - myślałam. Koło południa zatem, gdy dotarliśmy <page nr=11> do szerokiej przełęczy, skąd zobaczyliśmy murowankę pasterską nie opodal