doktorek:<br>- Nie widziałem - odparł Piekarski i nagle jego ucho chwyciło dźwięk silnika - czekaj, to chyba warszawa.<br>- Warszawa? A tak, warszawa - potwierdził Skowroński i zaraz dodał: - No to co, że warszawa? Ktoś jedzie <page nr= 46><br>taksówką. Myślisz, że to może doktorek?<br>Ale Piekarski już nie słuchał. Wielkimi susami zbiegał na parking, prosto pod koła wolno jadącej warszawy. Samochód zahamował łagodnie, Piekarski dopadł drzwi, szarpał się z klamką.<br>- Panie Kurawicz, na litość boską - krzyczał - co się z panem działo?<br>- Jechało się, panie Eugeniuszu - zza kierownicy wygramolił się niski, starszy facet z dwudniowym, siwiejącym zarostem na twarzy, pochylił się, sięgnął pod siedzenie, wyciągnął zatłuszczoną szmatę, wytarł