i czekał. Ja nie chciałam siedzieć w mieszkaniu, nie mogłam, gdyby przyszli, toby mnie nie znaleźli. Połowę wagi straciłam, wyglądałam jak w Oświęcimiu. Ktoś wsunął mi kartkę pod drzwi - "Mama, ja żyję". Wszyscy jego koledzy zginęli. Miał ich zdjęcie, maleńkie głowy. Jak wrócił, to robił kółka, całe zdjęcie było pokryte kółkami.<br><br>Przyjechał z Ameryki Fred, Fajweł z Osjakowa. Po raz pierwszy w życiu dostałam kwiaty. Wyjechałam z nim. Był menedżerem u swojego wujka, konfekcja damska. Kiedy wujek umarł, odkupił interes od jego syna. Szyli dla dużej firmy, która im przysyłała materiał, skrojony już, po tysiąc sukienek. Pewnego dnia firma ogłosiła bankructwo