zapytał, a potem, nie czekając na moją odpowiedź, zaczął mówić o tym szczęśliwym dzieciństwie ojca.<br>Jedliśmy rosół, po którym pływały złote oka i zielone listki pietruszki. Makaron był pozwijany i kruchy. Na drugie pani Helenka przyniosła półmisek z kotletami i ziemniakami, na których świeciły brązowe skwarki. Były kiszone ogórki i kompot z rabarbaru do popijania - słodszy niż tamten z niebieskiej butelki.<br>- Jedzcie, jedzcie, mizeraki - powtarzał wuj Florenty.<br>Pomyślałem, że jego choroba wieńcowa i obawy ojca, że umrze nie doczekawszy naszych odwiedzin - wszystko było złudzeniem. Może udawał chorego. Ciągle rozmawiali z ojcem o Ukrainie i ludziach, których pamiętali - o furmanie Pohoryle, piastunce