Typ tekstu: Książka
Autor: Uniłowski Zbigniew
Tytuł: Wspólny pokój
Rok wydania: 1976
Rok powstania: 1932
Mój Boże, ten lis już do niczego, sama nie wiem, czym w zimie szyję otulę. Panie Lucjanie, to moja bielizna, niechże pan ją zostawi w spokoju.
Lucjan rzeczywiście w roztargnieniu przeglądał jakieś jedwabie, leżące w kącie sofy. Pani Bove schowała rzeczy te do szafy i poszła do kuchni.
Poczęli pić koniak. Po upływie pół godziny pani Bove. wniosła zakąski, a za nią dziewczyna kawę. Nastrój był wyśmienity. Bove został nawet ucałowany przez żonę. Lucjan nakręcił patefon i w saloniku rozległ się ochrypły głos Ordonki. Zygmunt pochłaniał sardynki i chwalił je. Dziadzia, pijąc kawę, opowiadał, jak to będąc dzieckiem, na Korei, widział
Mój Boże, ten lis już do niczego, sama nie wiem, czym w zimie szyję otulę. Panie Lucjanie, to moja bielizna, niechże pan ją zostawi w spokoju. &lt;page nr=157&gt;<br>Lucjan rzeczywiście w roztargnieniu przeglądał jakieś jedwabie, leżące w kącie sofy. Pani Bove schowała rzeczy te do szafy i poszła do kuchni.<br>Poczęli pić koniak. Po upływie pół godziny pani Bove. wniosła zakąski, a za nią dziewczyna kawę. Nastrój był wyśmienity. Bove został nawet ucałowany przez żonę. Lucjan nakręcił patefon i w saloniku rozległ się ochrypły głos Ordonki. Zygmunt pochłaniał sardynki i chwalił je. Dziadzia, pijąc kawę, opowiadał, jak to będąc dzieckiem, na Korei, widział
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego